Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 maja 2011


Wczoraj był wtorek w Nowej Zelandii. A dziś znowu jest wtorek - na Rarotonga. Lecąc cały czas na wschód, przekroczyliśmy linię zmiany daty, więc jesteśmy młodsi o jeden dzień :)
Ech, co tu pisać - wszystko tutaj jest niesamowite i wszystko nas zachwyca!
Począwszy od lotniska. Kiedy wysiedliśmy z samolotu, uderzyła nas fala gorącego i wilgotnego powietrza. Od razu poczuliśmy się jak w tropikach :) Lotnisko na Raro jest malusieńkie - jeden drewniany budynek. Ale ma wszystko co potrzeba. Strefa bezcłowa - sprzedają tam tylko alkohol i papierosy, żadnych perfum, czekoladek, czy pamiątek bez podatku. Dwa stanowiska urzędników sprawdzających dokumenty - siedzą tam dwie panie o polinezyjskiej urodzie z egzotycznym kwiatem za uchem. Taśma z bagażami - przyszli wielcy panowie i własnoręcznie poprzerzucali na nią nasze walizki. To pierwsze lotnisko w moim życiu, gdzie nie trzeba było czekać na bagaż! Pewnie dlatego, że nasz samolot był malutki i był jedynym, który przyleciał, ale mimo wszystko :)
Na lotnisku stał starszy pan, który grał na ukulele i śpiewał polinezyjskie piosenki - na przywitanie przyjeżdżających :D


Co dalej? Po odprawie dostaliśmy naszyjniki z kwiatów - prawdziwych! Odurzający zapach :)

Po 4 godzinach lotu lekko zmęczeni, ale cieszyliśmy się jak dzieci.

 Z lotniska do hotelu jechaliśmy może 10 minut, a kiedy już się zameldowaliśmy (wedle lokalnego czasu dochodziła pierwsza w nocy), jeszcze przed pójściem spać, pognaliśmy z Ignacem na plażę, sprawdzić, czy te zapowiadane 27 stopni wody to aby nie jakaś bujda - bynajmniej! Woda była cieplutka, nad nami rozgwieżdżone niebo i księżyc prawie w pełni, załamujące się fale odbijały jego światło i dosłownie (jak w tych wszystkich ckliwych i żenujących książkach) srebrzyły się w jego blasku. I zarysy palm dokoła. I szum wiatru. Raaaaaaaaany! A to dopiero początek :)

Nasz hotel oferuje całe mnóstwo atrakcji przez cały dzień, więc rano po śniadaniu karmiliśmy ryby w oceanie, potem pouczyliśmy się trochę jak grać na lokalnych instrumentach, a jeszcze później pożyczyliśmy maski do nurkowania, żeby pooglądać ryby w rafie koralowej. Niesamowite wrażenie! Choć oczywiście Ignac się ze mnie podśmichiwał, bo ja nigdy wcześniej nie nurkowałam i wcale nie było mi tak łatwo wskoczyć ławicę ryb, które są wszędzie, a myśl, że któraś na mnie wpadnie swoim kolorowym, ale jednak obślizgłym ciałem, wcale nie była mi miła. A to tłumaczenie, że ja jestem dla nich jak wieloryb i raczej będą uciekać, niż na mnie wpadać - wieloryb?! Dzięki Ignaś, naprawdę... [iGnac: to miała być taka figura retoryczna.. że duża ryba i mała ryba - chciał człowiek dobrze a wyszło jak zawsze:-)]
Ale koniec końców, spędziliśmy ponad godzinę podziwiając podwodny świat i widzieliśmy różowe ryby, żółte ryby, ryby w paski i w kropki, długie i chude ryby, płaskie i szerokie ryby, ryby z filmu 'Gdzie jest Nemo?', no i wielkie granatowe i fioletowe rozgwiazdy :) Super! Szkoda, że nie dało się im robić zdjęć pod wodą...
Więc na koniec widoki tego, co dało się sfotografować:

plaża przed hotelem - patrzę w lewo


plaża przed hotelem patrzę w prawo

tropical breakfast :)

rybki, które przypłynęły na karmienie

kura i pisklaki - plączą się po ogrodzie

Kokoski :)

Dziś się aklimatyzujemy, wieczorem idziemy na pokaz tutejszych tańców, a jutro chcemy wynająć skuter i ruszyć na podbój wyspy!

Pozdrawiamy tropikalnie!
K&iG.

PS iGnaca
A teraz  jeszcze mamy dodatek ode mnie. Jest już prawie druga w nocy i Krysia zasnęła po długim dniu pełnym wrażeń i ryb dookoła niej.:-) Ja jeszcze na szybko przygotowałem kilka zdjęć, które chciałem również pokazać z dzisiejszego dnia.


Krysia przy pierwszym śniadaniu
Krysia przy drugim śniadaniu ;-)

Nasz basenik, daszki przy stolikach i ocean. Niestety kilka chmur na niebie..

 
I na koniec dzisiejszy pokaz tańców z rejonu Wysp Cooka! Bajka!




każdy kraj ma swojego Rudiego Szuberta ;-)

Żeby nie było.. Panowie też tańczyli ku uciesze Pań :-)




põ manea - czyli dobranoc :-)

8 komentarzy:

  1. o jaaaaaaaaaaaaaaaaa..... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak blisko, a tak daleko, super tam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. baaajecznie!!!!
    zadnych chmur wiecej zycze:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Krysia pry pierwszym śniadaniu już jest na moim pulpicie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Plaża z palmami, tropikalne napoje i gorące słońce - no i żyjesz Krysiu swoimi marzeniami :) ale Wam zazdrościmy :p

    OdpowiedzUsuń
  7. No, przyznaje, ze jest tak super, ze az trudno nam w to uwierzyc :)
    ale, hej, Kuba - to wszystko jeszcze przed Wami, my bedziemy siedziec juz w Krakowie i zazdroscic Wam Polinezji :)

    OdpowiedzUsuń
  8. a jednak marzenia sie spelniaja.... :D
    cudownie macie!!!

    OdpowiedzUsuń