Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 29 września 2011

Ruszamy w tango!







No to ruszamy dalej w to małżeńskie tango :-)
Dzisiaj wyjeżdżamy do wodospadów Iguazu. Po raptem 19 godzinach w autokarze dotrzemy do Puerto Iguazu. Będziemy tam przez 3 dni. Dostęp do internetu jest czymś powszechnym w tutejszych hostelach więc w weekend postaramy się dodać jakiś post i zdjęcia. Tymczasem są nowe zdjęcia z B.A.  na pasku u góry.

Pozdrawiamy
K&iG.

wtorek, 27 września 2011

Aaaa ile tu się dzieje!

Nie jesteśmy w stanie pewnie dobrze opisać wszystkich naszych przygód w ostatnich dniach, ale spróbujemy. Buenos wciągnęło nas na całego. To miasto jest ogromne, największe jakie widziałem, pełne kontrastów, chaosu i porządku w jednym. Czyste a zarazem brudne, z pięknymi ulicami i z gruzem na chodnikach, z niesamowitymi wieżowcami i z rozpadającymi się slumsami. Przede wszystkim dla mnie jest największym miastem jakie dotąd widziałem. Samo centrum zamieszkuje około 2 miliony ludzi, kiedy dodać do tego dzielnice przylegające to jest to chyba około 11 milionów. Tu nie ma otwartej przestrzeni wolnej od zabudowań. Każda dzielnica w naszym wyobrażeniu mogłaby stanowić osobne miasteczko, każda ma nieco inny klimat i charakter. Ponadto odległości pomiędzy różnymi częściami miasta są ogromne. My teraz mieszkamy w Bernal, które jest oddalone od centrum B.A. (jak popularnie mówią lokalsi) o około 17-20 kilometrów. Samochodów jest tutaj na potęgę. Ale ludzie i tak przede wszystkim przemieszczają się autobusami.

 I tu chciałbym zatrzymać się na chwile przy tym znanym nam, ale jakże innym od naszego środka lokomocji :-) Zapomnijcie o spokojnej przejażdżce miejskim autobusem, który niespiesznie sunie przez miasto i ociężale rusza z każdego przystanku. Tu jest dżungla! Tu liczy się czas i tutaj trzeba być pierwszym, najlepszym! To chyba dewiza każdego kierowcy autobusu. Co z tego, że prowadzi wielki i ciężki autobus pełen ludzi, on i tak musi być szybszy od innych kierowców. Zacznijmy od tego, że wsiada się tylko przez przednie drzwi, a wysiada - a właściwie wyskakuje przez drugie i trzecie. Wsiadanie przodem spowodowane jest obowiązkiem kupienia biletu u kierowcy. Dlatego ludzie na przystankach ustawiają się w kolejce i cierpliwie czekają na autobus. Jak usłyszeliśmy i sami potwierdzamy autobusy jeżdżą często - ale nikt nie wie kiedy :-) Po dokonaniu opłaty za przejazd (zależna jest ona od odległości jaką chce się pokonać) należy jak najprędzej skierować się na miejsce siedzące - o ile jest takowe jeszcze dostępne. Jeśli nie, należy bezwarunkowo ustawić się tak, aby mieć możliwość trzymania się oburącz. Tylko taka pozycja zapewnia jako takie bezpieczeństwo podróży ;-). Ruszamy! Automatyczna skrzynia biegów sprawia, że kierowcy nie muszą poświęcać cennych sekund, wciskając gaz do dechy prą do przodu! W centrum miasta ulice mają wiele pasów w jedną stronę (od 3 do 6) każdy szanujący się kierowca będzie starał się trzymać pasa skrajnie lewego - powszechnie uważanego za najszybszy. Problem w tym, że autobus musi czasami stanąć na przystanku. Kiedy ktoś z pasażerów naciśnie przycisk, lub ktoś z czekających na autobus zamacha ręką (inaczej autobus nie stanie), kierowca rozpoczyna karkołomny manewr przebijania się ze skrajnie lewego pasa na skrajnie prawy. Nawet Sole i Eli pytane dlaczego zatem kierowcy nie jeżdżą tylko prawym pasem odpowiadają, że też tego nie są w stanie zrozumieć.. Dodatkową atrakcją są wąskie uliczki (w okolicy Bernal, w którym mieszkamy) pełne asfaltowych progów zwalniających i dziur. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś w takim tempie przejeżdżał przez próg zwalniający - już po pierwszym dniu zrozumiałem, że dla własnego komfortu nie należy siadać na samym końcu autobusu. I jeszcze na koniec detale dopełniające obraz podróżowania autobusami w B.A. Po pierwsze muzyka - każdy szanujący się kierowca pędzi przez miasto słuchając swojej ulubionej muzyki, a z nim przednie rzędy pasażerów. Dopełnione jest to wszystko czymś co charakteryzuje wszystkich kierowców w B.A. - musisz trąbić! Nie trąbisz, to tak jakby Cię nie było. Trzeba pokazać innym, że wolne ruszanie ze świateł nie wchodzi w grę (wolne tzn czekasz aż zapali Ci się zielone, normalnie rusza się kiedy czerwone pojawia się po przekątnej). Bycie pieszym też jest tu dużym przeżyciem, ponieważ pomimo przepisu pierwszeństwa pieszych nikt nie zatrzymuje się na pasach. Pierwszego dnia byliśmy z Krysią nieco przerażeni poruszaniem się po mieście, ale dziś już bez problemu podróżowaliśmy autobusem, metrem, spacerowaliśmy po centrum - chociaż spacerem bym tego nie nazwał, bo trzeba trzymać szybkie tempo chodu, żeby zgrać się z tłumem.

To teraz co tu porabiamy i jakie mamy plany.
Zwiedziliśmy już nieco centrum B.A., byliśmy w Muzeum Narodowym(MNBA) i Muzeum Sztuki Współczesnej(MALBA) - oba bardzo nam się podobały (a szczególnie argentyńska sztuka współczesna), widzieliśmy katedrę, obelisk, spacerowaliśmy po wąskich uliczkach pełnych kramów z bibelotami. Zwiedziliśmy też dzielnicę Puerto Madero - kiedyś port B.A. teraz bardzo ekskluzywna dzielnica, pełna hoteli, loftów, wieżowców, z żaglówkami w marinie, piękną promenadą i mostem. W piątek wieczorem byliśmy w pubie w Bernal i na dyskotece z muzyką południowoamerykańską. W sobotę wieczorem byliśmy na koncercie Tato - chłopaka Sole (siostry Eli) W niedzielę wieczorem byliśmy też w Palermo, dzielnicy artystów, różnorakich sklepów, a w weekend kramów - Krysia prawie nawet kupiła sobie ręcznie robione buty :-)
Konieczny będzie chyba jeszcze jeden wpis żeby opisać wszystkie przygody z weekendu. Na razie możecie zobaczyć trochę zdjęć w picasie na pasku u góry.


A co do wczoraj jeszcze.


 Tradycja nakazuje w niedzielne popołudnie około godziny 2-3 spotkać się na obiad i zasiąść do asado - czyli krowy z grilla. Cały proces przygotowania obiadu jest jak zauważyliśmy bardzo poukładany. Wujek Jurek wraz z żoną Moniką wybierają się rano do rzeźnika kupić mięso, potem jadą po mamę Moniki - Rosę i przyjeżdżają do domu. Grill należy rozpalić najpóźniej ok 11:30 i pisząc grill mam na myśli prawdziwy murowany grill. W pierwszej kolejności rozpalany jest pierwszy worek węgla drzewnego. Jak się dowiedziałem, węgiel musi się wypalić i zmienić kolor na biały (popiół) aby mięso nie miało nieprzyjemnego posmaku. Kiedy węgiel jest już gotowy można wykładać mięso - asado nie odnosi się do jednego rodzaju mięsa, chodzi naprawdę o całą krowę. My dla przykładu próbowaliśmy nerek, jelit (chyba ale pewności nie mam) kiszki (w dwóch rodzajach, jedna z orzechami włoskimi - dla mnie obie pyszne), czegoś co Wujek nazywał gruczołem, a właściwie takie tłumaczenie znaleźliśmy wspólnie w słowniku - umiejscowione jest to np przy gardle, ale też przy sercu krowy, jakieś pomysły? Chorizo - to z kolei rodzaj kiełbasy całkiem surowej, która piecze się na grillu. Wujek Jurek powiedział, że są różne szkoły pieczenia, niektórzy przekuwają je na początku przez co cały tłuszcz wycieka od razu. Inni robią to pod koniec, aby mięso nie było takie suche. Wujka metoda to na 10 minut przed podaniem - jak dla mnie rewelacja! No i na koniec zostawiłem oczywiście przepyszny kawałek mięsa vacio - to duży kawałek z boku krowy. Jest on pełen tłuszczu, nie oprawiony tak jak mięso, które kupujemy normalnie. Przez 2 godziny leży spokojnie na grillu - wcześniej nie macerowany(!) ani nie przyprawiany ziółkami czy innymi dodatkami. Mięso jest schowane pod grubą warstwą tłuszczu, dlatego nie wysycha.  Dodatkowo posolić je można dopiero po odwróceniu go na grillu - nigdy nie solimy surowego mięsa. Z tą wiedzą nie będę się mógł doczekać na kolejny sezon grillowy w Polsce (tylko gdzie taką wołowinę dobrą kupić?) Pomimo, że mięso było przepyszne (jelita nie podeszły nam aż tak bardzo) to jednak najważniejsze było nie jedzenie a spotkanie i wspólne rozmowy.
To jest niezmiernie miłe kiedy można sobie tak siedzieć i rozmawiać przy przepysznym jedzeniu, dobrym winie i wspaniałym towarzystwie! Czas przedstawić rodzinę w pełnym składzie: z lewej Cristina, Eli z chłopakiem Moi, potem Wujek Jurek, iGnacio, Tato - chłopak Sole z Sole właśnie, Monika - żona Wujka i Jej mama Rosa. Niezmiernie się cieszę, że mogliśmy tu przylecieć, zobaczyć inny kawałek świata, ale przede wszystkim poznać tych ludzi!

A z nowinek: w czwartek wieczorem, czyli w piątek nad ranem ruszamy autokarem nad wodospady i w podróż po północno-środkowej części Argentyny. Pierwszy odcinek to ok 1500km piętrowym autokarem z fotelami podobno jak w pierwszej klasie w samolocie. Postaramy się jeszcze coś napisać przed wyjazdem. Tymczasem pozdrawiamy!
K&iG.

czwartek, 22 września 2011

BUENOS AIRES it is

Trochę nie możemy w to uwierzyć. Myślami jesteśmy jeszcze w Krakowie, a ciałem przecież już na południowej półkuli! Zrobiliśmy to i to już drugi raz. W tym miejscu chcielibyśmy przeprosić wszystkie osoby z lekka poirytowane naszymi ciągłymi podróżami :-) i nie obiecujemy im, że to już będzie ostatnia...



Przylecieliśmy do Argentyny w chyba najlepszym możliwym momencie - w pierwszy dzień wiosny. Po wyściskaniu się na lotnisku w Buenos z Eli i Wujkiem, wyszliśmy na zalany słońcem parking, do tego pachnącego wiosną powietrza - trochę nam się w tym roku poprzestawiały sezony, w zimie mieliśmy lato, na wiosnę - jesień, a teraz, kiedy w Krakowie zaczęła się plucha, my przylecieliśmy do wiosny. Kwitnące drzewa! Ludzie cieszący się słońcem! No i Buenos Aires...



Pomimo dużego zmęczenia podróżą, zrobiliśmy dziś mnóstwo argentyńskich rzeczy: najpierw lunch z rodzinką we wspaniałej kuchni w Bernal - znanej części Rodziny i Znajomych z opowiadań, a części z widzenia, z tabliczką na ścianie 'Mi casa, Su casa' - oczywiście, że poczuliśmy się jak w domu :) Co do jedzenia? No, mięsko pyszne, wołowina argentyńska, do której wszyscy tak wzdychamy. 
Po szybkim prysznicu poszliśmy razem z Eli świętować pierwszy dzień wiosny tak jak wszyscy młodzi ludzie - do parku, na piknik, spotkanie ze znajomymi i oczywiście na wspólne picie mate. 
A na koniec wspólna rodzinna kolacja i  znowu same pyszności, zakrapiane winem i rozmowy przerywane salwami śmiechu.
Co jest lepsze od pierwszego dnia wiosny w Buenos? Chyba tylko pierwszy dzień wiosny w Buenos spędzony z kochaną Rodziną i przyjaciółmi :)


Jutro ruszamy na podbój miasta, a teraz już pół przysypiając mówimy dobranoc i miłego dnia :)
A na koniec jeszcze drzewko cytrynowe u rodzinki w ogrodzie ;-)










wtorek, 20 września 2011

NO TO STARTUJEMY NA NOWO ! ! !

Jest 02:00 w nocy z poniedziałku na wtorek. Ruszamy za niecałe 14 godzin :-)

Ponieważ z geograficznego punktu widzenia znowu wybieramy się na południe, to blog pozostaje bez zmian. Zapraszamy Wszystkich w podróż z Nami !