Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 października 2011

SAN IGNACIO

Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego i któremu z nas najbardziej zależało na wizycie w tym miasteczku ;)

San Ignacio leży na południu prowincji Misiones i jest mikroskopijne. Naprawdę. Ale jest tam coś co przyciąga wielu turystów, a mianowicie ruiny misji jezuickich. Na początku XVII wieku w te tereny przyjechali Jezuici z Hiszpanii, żeby zająć się Indianami Guarani i zaoferować im pomoc w obronie przed najeźdźcami i w ogóle w poprawieniu jakości życia. Nie chcieli im narzucać swojego języka ani kultury - jedyne do czego zachęcali to przejście na monogamię i udzielali im slubów :) I chcieli stworzyć taką sielankę, żeby Guarani byli samowystarczalni i nie zapadali na żadne choróbska - ale jak wiadomo idealne systemy nie istnieją, żadna sielanka nie może trwać zbyt długo, po jakichś stu pięćdziesięciu latach Korona Hiszpańska zaczęła sobie rościć prawa do tych terenów, a w końcu wypędziła Jezuitów. Misje powoli zarosły dżunglą, a pod koniec XIX wieku zostały odnalezione, odchwaszczone i teraz można zwiedzać to co z nich pozostało.

Przecznica głównej ulicy w San Ignacio

centrum miasteczka


ruiny misji
ruiny misji

Rzeczywiście, robią niesamowite wrażenie, choć największe - po zmroku, kiedy to można podziwiać spektakl światła i dźwięku, wyświetlany bezpośrednio na murach ruin - ale to pokażemy jak załadujemy zdjęcia Ignaca, bo mój aparacik nie podołał czarnej nocy :)

A teraz chcemy jeszcze powiedzieć trochę o zapleczu turystycznym Argentyny, bo cały czas jesteśmy pod jego wrażeniem.
[iGnac: Po tym jak zwiedziliśmy San Ignacio, ruszyliśmy dalej do Salty. To kolejna 19 godzinna podróż w piętrowym autobusie z wielkimi siedzeniami. Zamiast 4 miejsc w 1 rzędzie są tylko 3 - cztery by się nie zmieściły :-) Dodatkowo kawka, herbatka, kolacja na ciepło, ciasteczka, krakersy i dżem. Aaa i rozczulił mnie pan kiedy wieczorem po kolacji zaproponował nam kubeczek wina lub whiskey.. Ale najbardziej zaskoczyło nas to, że na pokładzie autobusu był bezprzewodowy internet. Mogliśmy zatem popatrzyć co tam na facebooku, przeczytać polską gazetę. Jedyne ograniczenie to bateria w komputerze :-) Mimo, że spaliśmy przez część podróży to jednak udało nam się zaobserwować zmieniający się krajobraz. I tak pożegnaliśmy czerwoną ziemię prowincji Misiones, palmy i wilgotne powietrze. Podróżowaliśmy przez otwarte równiny, pełne pasących się krów i koni. W nocy przejeżdżaliśmy przez jakieś mikromieścinki. Pamiętam nawet, że jak się obudziłem raz to zobaczyłem 3 świnie przechodzące przez drogę przed nami. Rano pojawiły się już krajobrazy górskie. Kaktusy, suche drzewa, inny świat. Około 10 dotarliśmy do Salty. Jest ciepło, żeby nie powiedzieć gorąco, jesteśmy właśnie w hostelu i ogarniamy się nieco po podróży. Zostaniemy tu 3 dni. Podobno Salta jest ulubionym miejscem turystów w Argentynie. Klimat miasta z knajpkami, barami, folkową muzyką graną na żywo bardzo wszystkim odpowiada. Zobaczymy:-) Mamy w planie zobaczyć kilka muzeum, ciekawych budynków i barów...]


Pozdrawiamy!
K&iG.

4 komentarze:

  1. Hehe ale siedzenia...to moje panikowanie za wczasu :)ehh

    OdpowiedzUsuń
  2. no... tak to mozna podrozowac :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie sobie podróżujecie, fajnie opisujecie i pokazujecie. z niecierpliwością i przyjemnością wyczekujemy relacji z salty.
    tymczasem my serdecznie pozdrawiamy Was z białowieży - od żubrów i innych bóbrów ;) puszcza przyjmuje nas niezwykle gościnnie i obficie, przez co rozkochuje z łatwością i na dobre.
    kochani, jeśli natkniecie się na jakieś kalejdoskopy, buttony lub hotelowe czepki kąpielowe - pamiętajcie o skromnych kolekcjach Waszych stukniętych znajomych ;) będą przewdzięczni za każdy okaz rzadki czy pospolity! ściskają!

    OdpowiedzUsuń
  4. hmmm, teraz się zastanawiam czy to o tym był film "Misja" z Jeremy Ironsem..? Pamiętacie, było cos takiego:) A zdjęcia fantastyczne!
    Pozdrawiam z chłodnego Krakowa

    OdpowiedzUsuń