Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 11 października 2011

SALTA LA LINDA

Salta to stolica prowincji o tej samej nazwie. Mieliśmy zamiar zostać tutaj tylko kilka dni, ale tak bardzo nam się podoba, że cały tydzień wydaje się być za krótki.
Po Puerto Iguazu i maleńkim San Ignacio, Salta to dla nas prawdziwa metropolia! Są tu prawdziwe sklepy-nie takie nastawione tylko i wyłącznie na turystów , biura, banki, targ, piękne zabytkowe kościoły, muzea, bary-wszystko :) I tłumy ludzi na ulicach. Wyprawa gdziekolwiek oznacza przeciskanie się wąskimi chodnikami, bieg z przeszkodami na przejściach dla pieszych-samochody albo się zatrzymają albo i nie. A to wszystko przy akompaniamencie muzyki zewsząd ( głównie od kierowców, którzy słuchają jej tak głośno, że pół dzielnicy wie że jadą) oraz okrzyków ulicznych sprzedawców-mango, truskawki dwa kilo w cenie jednego, kozie sery, ręcznie robiona biżuteria, buty, skarpetki, kubki, koka. Właśnie, koka! Bardzo zdrowa, pomaga znosić zmiany wysokości w czasie podróży po prowincji. Miasto Salta leży 1200m nad poziomem morza, ale niektóre malutkie miasteczka to ponad 4 kilometry npm. Dlatego wszyscy lokalsi żują liście koki-żujemy i my :) Sekret polega na tym, żeby ich nie gryźć, bo wtedy mają ohydny smak, tylko tak memlać przy policzku.


W mieście zajmujemy się głównie miłym spędzaniem czasu-w hostelu poznaliśmy kilka osób z różnych stron świata i jako całkiem spora i barwna grupa miło spędzamy czas razem-w ciągu dnia zwiedzając muzea, a wieczorami zwiedzając bary :)




W nieco okrojonym składzie grupy postanowiliśmy wybrać się na dwudniową wycieczkę po okolicy-prowincja Salta i pustynia solna oraz prowincja Jujuy i kolorowe góry.


Chyba oboje możemy zgodnie przyznać że takich krajobrazów jeszcze nie widzieliśmy. Surowe góry, ciągły wiatr i palące słońce. Z roślin głównie kaktusy. Mało kto tu mieszka, ale ci, którzy mieszkają są samowystarczalni-jedzą to, co sami wyhodują. Nie w każdej wiosce jest szkoła, czasami dzieciaki muszą-na piechotę-przedostać się na drugą stronę góry. Sama droga zajmuje tyle czasu, że przeważnie wychodzą z domu w poniedziałek rano, a wracają w piątek wieczorem-nie opłacało by im się wracać do domu każdego dnia po lekcjach.

miasteczko Santa Rosa de Tastil - na zdjęciu całe miasteczko :) 12 rodzin

pojęcie 'domek w górach' nabiera nowego znaczenia

San Antonio de los Cobres - Ignac i generał San Martin

jedziemy do Salinas Grandes

Salinas Grandes - pustynia solna
'mam Cię w garści:-)'
najwyższy punkt wyprawy - 4170 m n.p.m. żucie koki obowiązkowe!


Salta nas urzekła. Następny dzień i prowincja Jujuy przyniosły kolejne boskie widoki i interesujące przygody, ale o tym w następnym wpisie, bo właśnie wróciliśmy i padamy na twarz ze zmęczenia.

Pozdrawiamy!
K&iG

4 komentarze:

  1. Hej ale ta pustynia wygląda tak samo jak ta z filmu o najszybszym Indianie :)
    Można by rzec że oglądacie wręcz filmowe krajobrazy ;) Oglądajcie ile wlezie bo tu już naprawdę zimno :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, nie mam pojęcia ;) ale dobre to to nie jest-no żucie jakich liści jest dobre? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, o tym jak sie zyje koke ogladalam tylko filmy dokumentalne... a teraz Wy jestescie moja relacja, amazing :D

    OdpowiedzUsuń
  4. przyjemnie się czyta! też jestem fanką podróży. to najlepsze co może być.

    OdpowiedzUsuń