Ale kiedy wreszcie doczołgaliśmy się do prawdziwego centrum (a chodzenie tu na piechotę to walka o przetrwanie przy każdym skrzyżowaniu, spróbowaliśmy więc taksówek, ale wtedy drżeliśmy o życie innych pieszych) i zobaczyliśmy bardziej ludzki hostel, przenieśliśmy się bez zastanawiania.
I nagle miasto zmieniło się w naszych oczach. (Przy okazji, dziś był pierwszy, naprawdę piękny, słoneczny dzień). Leniwa sobota, wszyscy przesiadują w kawiarenkach pod parasolami, w parku z głośników leci muzyka jakby z lat '50-to nie to samo miasto :) ale szybko wpasowaliśmy się w taki klimat, spacerując niespiesznie uliczkami, a to wstępując do muzeum, a to na lunch do kafejki, a to na lody (mmmm, argentyńskie lody...). Jednak Mendoza da się lubić :)
Jutro czeka na nas Aconcagua (wycieczka zorganizowana, nie wspinaczka - nie tym razem :P), a w poniedziałek wybieramy się do winnic w Maipu - można sobie tam wypożyczyć rowery i jeździć od winnicy do winnicy, degustować wino i jechać dalej - coraz bardziej wężykiem ;)
Pozdrawiamy!
K&iG
no ślicznie! wyglada jakbyscie sie calowali z tymi lodami :) plus, Igna, wez Ty okryj zone, ona taka rozebrana i narzeka, ze zimno... :*
OdpowiedzUsuńWiecznie w tych okularach ..... nie widać czy jesteście zadowoleni z podróży czy nie :) Proszę Pani Żono na wiatr nie narzekać tylko rozkoszować się ciepłem i słońcem bo już niedługo zima!!
OdpowiedzUsuńKrysia:
OdpowiedzUsuńNo okulary musza być, bo slonko daje po oczach-niezależnie od wiatru :) a w krk już tak bardzo zimowo, czy dopiero początki? Sciskamy!